Wyśniona
Podróż Poślubna – Malediwy
Organizator: Jahn Reisen
Zakwaterowanie: Meeru Island Resort & Spa Maldives ****
Termin: wrzesień 2012
Malediwy
nazywane są rajem na ziemi. Jest to idealne miejsce na podróż
poślubną, młodym parom uchyla się tu nieba. Czarująca sceneria,
niecodzienna egzotyka i przede wszystkim całkowita intymność to
wszystko składa się na wymarzony i cudowny wypoczynek po ślubnych
emocjach i zawirowaniach.
Chciałabym
przybliżyć Wam moimi wspomnieniami wyspę Meeru, na której
usytuowany jest hotel, w którym spędziliśmy cudowne wakacje oraz
same Malediwy jako destynację, której warto zakosztować. W mojej
relacji starałam się zawrzeć możliwie najwięcej informacji i
szczegółów, które mogą pomóc osobom planującym odwiedzić
Malediwy lub resort Meeru Island. Ze
swojej strony zdecydowanie polecam!
Podróż
Wyczerpująca...
Nasz lot rozpoczął się w Monachium, na lotnisku, które robi
ogromne wrażenie zarówno pod względem wielkości jak i hiper
nowoczesnej architektury. Z początku budzi przerażenie – jak my
się tu odnajdziemy, jednak po krótkim rozpoznaniu terenu dochodzimy
do wniosku, że nie sposób się tu zgubić – co krok rozstawione
są informacyjne komputerki, które „jak dla debili” pokazują
jak i gdzie trafić. Przesiadka przypadła nam w Omanie, w mieście
Muscat. Linie Oman Airlines, zrobiły na nas duże wrażenie:
nieskończona ilość gier wszelkiego rodzaju, mnóstwo filmów oraz
indywidualny panel sterujący wraz z mini konsolą do gier, do tego
eleganckie menu informujące jakie dania mamy do wyboru na kolację
oraz zestaw podróżnika zawierający szczoteczkę do zębów, pastę,
skarpety, zatyczki do uszu i opaskę na oczy.
Po
ok. 3 godzinach oczekiwania na drugi lot, wyruszyliśmy na Malediwy.
Niestety już nie tak eleganckim samolotem, choć tymi samymi liniami
udaliśmy się wprost nad wody Oceanu Indyjskiego. Ku naszemu
zaskoczeniu większość pasażerów wybierających się na te wyspy
to młode pary, najprawdopodobniej tak jak my odbywające podróż
poślubną. Lot był spokojny, poza kilkoma turbulencjami już nad
samymi wyspami, jednak nie zwracaliśmy na nie szczególnej uwagi,
gdyż pochłonięci byliśmy widokiem pierwszych wysepek
pojawiających się na horyzoncie.
Na
lotnisku w Male czekała na nas oprócz okrutnego skwaru (31 st.C.)
rezydentka naszego organizatora, która poprowadziła nas do okienka,
gdzie mieliśmy zasięgnąć dalszych informacji. Tam dostaliśmy
broszurę informacyjną, po czym skierowano nas do jeszcze następnego
okienka, gdzie dopiero dowiedzieliśmy się, że będziemy musieli
jeszcze około godziny poczekać na naszą łódkę. Tak też
zrobiliśmy, dzięki temu mieliśmy czas na zorganizowanie sobie
jednodolarówek, które miały posłużyć nam jako napiwki dla
wszelkich pomocnych ludzi na wyspach. Jest to istotna kwestia, o
której nie pomyśleliśmy przed wyjazdem.
Podróż łódeczką
minęła szybko i mimo wcześniejszych obaw (mam często dającą o
sobie znać chorobę morską) bezproblemowo. Mogliśmy podziwiać
nasz Nord Atol oraz hotelowe wysepki z poziomu morza. Były również
wyspy zabudowane budynkami ewidentnie gospodarczymi oraz zamieszkałe
przez tutejszą ludność. Niestety woda im bliżej lotniska tym
bardziej brudna, śmieci pływają po powierzchni w ogromnych
ilościach, a przecież tak łatwo byłoby je usunąć...
Meeru
Island
Gdy
dotarliśmy na miejsce zrozumieliśmy, że chyba właśnie wkraczamy
do raju i spełniają się nasze wszystkie młodzieńcze marzenia. Palmy, przeróżnie powyginane w różne strony pięknie prezentowały
się już z daleka, a im bliżej brzegu tym bardziej widoczny był
biały piaseczek jak z filmów, przesypujący się między palcami
niczym pył.
Przywitano nas mokrymi ręczniczkami oraz welcome
drinkiem i zasiedliśmy do wypełniania form kwaterunkowych. Wszystko
poszło szybko i sprawnie, ani się nie obejrzeliśmy, a już
wieziono nas elektrycznie napędzanym samochodzikiem po mini buszu do
naszego pokoju.
Wyposażenie
„water willi”, w której zostaliśmy zakwaterowani jest bardzo
komfortowe: wielka sypialnia z ogromnym łóżkiem oraz kącikiem
wypoczynkowym, wyjście na taras z widokiem na niekończący się
ocean, stolikiem z krzesłami oraz dwoma leżakami do opalania.
Po
chwili odkryliśmy garderobę z mini kącikiem kuchennym, a nawet
ekspresem do kawy oraz łazienkę z wielkimi przesuwanymi drzwiami na
drugi taras z jacuzzi i bezpośrednim wejściem do wody. Na dobry
początek poczęstowaliśmy się piwkiem z Mini baru (niestety nie
wszystko co tam znaleźliśmy łapie się na nasz pakiet all
inclusive plus). Po kilku chwilach zaczął kropić deszcz, coraz to
mocniej i mocniej. Mogłoby się wydawać, że słabo tak pierwszy
dzień i bez pogody, ale okazało się to wspaniałym przeżyciem,
krople uderzające o taflę oceanu i lekko zacinające do naszego
cieplutkiego jacuzzi - to było przemiłe.
Przed kolacją udało nam
się jeszcze zaobserwować rekiny koralowe krążące pomiędzy
palami, pod pokojami oraz kraby wspinające się w naszą stronę. Niektóre z rekinów były naprawdę okazałe i budziły
niepokój, mimo iż są one podobno całkowicie niegroźne.
Pogoda
Pogoda
na Malediwach jest bardzo zmienna, raz słońce grzeje
niemiłosiernie, to za chwilę zrywa się wiatr i nadchodzą ciemne
chmury, i tak w kółko.
Jednego wieczoru zerwała się taka wichura, że "widziałam już" jak fale zalewają tę naszą małą wysepkę. Brzydka pogoda jednak zawsze przechodziła dość szybko i była kojącym przerywnikiem pomiędzy ogromnymi dawkami promieni słonecznych jakimi byliśmy obdarowywani.
Poruszanie
się po wyspie
Okazało
się, iż w naszej recepcji północnej (każda część wyspy posiadała swoją całodobowo czynną recepcję) możemy poprosić o przywołanie
golf car'a, aby dojechać gdzie tylko zapragniemy, to było „coś”
podczas ulewnych deszczy.
Rodzaje
zakwaterowania
Podglądaliśmy
inne apartamenty i doszliśmy do wniosku, że mają tu 5 rożnych rodzajów zakwaterowania:
standard garden rooms, beach villas, beach jacuzzi villas, water
villas i jacuzzi water villas.
Najbardziej
spektakularne są apartamenty Honeymoon suit, do których dostać się można jedynie drogą morską pokonywaną łódką „dla dwojga”.
Posiłki
Jedzonko w Meeru jest wyśmienite, różnorodne i jest go mnóstwo. Z posiłków wychodziliśmy totalnie objedzeni, bo nie mogliśmy odmówić sobie tych wszystkich pyszności. Bywały kolacje tematyczne np owoce morze, kuchnia włoska. Jedynym mankamentem była pora śniadaniowa. Restauracja zamykana była już o 9.30 - nieludzka pora.
Wieczory
na wyspie
Pewnego wieczoru zaplanowaliśmy spacer do Dhoni Bar, gdzie miała być muzyka na
żywo, jednak po kolacji skusiła nas szisza w barze Uruthu (niestety
jest ona dodatkowo płatna 10$) i tam zostaliśmy do nocy.
Atmosfera
była niesamowita, siedzieliśmy nad samym Oceanem, słychać było
szum fal rozbijających się o nasz atol, a romantyczności temu
wszystkiemu dodawały przyciemnione lampki rozstawione wokół nas. I
tak cały wieczór rozkoszowaliśmy się sziszą, herbatą, soczkiem i
tą boską atmosferą.
Wracając do pokoju wieczorami zawsze napotykaliśmy czaplę, dla której była to pora ucztowania. Spędziliśmy sporo czasu na próbach uchwycenia na fotografii jej polowań.
Wieczorami raczej nie zbacza się z drewnianych pomostów, gdyż na plaży szaleją kraby w ilościach niezliczonych.
Snorkeling
W
Polsce zaopatrzyliśmy się w maski i płetwy (na całe nasze
szczęście, gdyż tu kosztują one majątek) i teraz mieliśmy
okazję z nich skorzystać. Niestety okazało się, że często
deszcz i wiatry wzburzały dno i prawie, że nic nie było widać.
Doszliśmy do wniosku, że najlepsza pora do oglądania podwodnego
świata to przedpołudnie i godziny poranne, wtedy też najwięcej
ludzi dryfuje po okolicznych wodach.
Baseny, leżaczki i inne smaczki
Na wyspie jest mnóstwo tzw "smaczków". W różnych zakątkach znaleźć można ukryte huśtawki, hamaki czy inne miejsca, idealne do wypoczynku we dwoje.
Na wyspie są dwa duże baseny i jeden mały basenik dla dzieci. Podczas naszego pobytu niestety jeden z basenów był w remoncie. Jednak cudowna plaża w pełni to rekompensowała.
Na terenie resortu porozstawiane są stylowe baniaczki z wodą. Stają się one zbawienne podczas upalnych dni, kiedy ciężko jest przejść gołą stopą po pomostach.
Leżaków na wyspie jest aż nadto, nie trzeba obawiać się o poranną walkę o nie i zajmowanie ich ręcznikami o 6 nad ranem...
Na wsypie organizowane są spacery z przewodnikiem, który opowiada o okolicznej florze.
Masaże
Nadszedł
czas na wyczekiwany przez nas „miesięcznicowy” masaż.
Wybraliśmy rytuał o nazwie Sense of Touch dla dwojga. Składał się
on z relaksującej kąpieli dla stóp oraz godzinnego masażu –
połączenia technik masaży Lomi Lomi, balijskiego itp. Na
przywitanie podano nam słodki napój ze świeżo wyciśniętą
cytryną i pałeczką zdaję się z trzciny cukrowej oraz gorące
ręczniczki do twarzy i rąk nasączone olejkami kwiatowymi.
Następnie przemiła masażystka zaprowadziła nas do naszej chatki
na wodzie, gdzie na tarasie czekały dwa krzesła i miski z wodą, w
których pływały świeże kwiaty. Kazano nam usiąść, zamoczyć
stopy i oddaliśmy się błogim chwilom. Po rytuale mycia stóp i
lekkim peelingu, mieliśmy się rozebrać i położyć na łóżkach
do masażu.
Przez szybę w podłodze obserwowaliśmy podwodny świat
i jednocześnie rozkoszowaliśmy się doskonałym masażem jaki
zrobiły nam cudowne i mimo pozorów, silne masażystki. Masaż
kończył się i zaczynał cichym uderzeniem w dzwoneczek, a za każdą
zmianą zapachu olejku do masażu był nam on podstawiony do
powąchania. Po masażu poczęstowano nas ostrą imbirową herbatką
i wpisaliśmy się do księgi gości, która wypełniona była
wpisami pełnymi zachwytu i pozytywnych emocji.
Animacje hotelowe
Codziennie
wieczorem w restauracji i kawiarni hotelowej przeprowadzane były
animacje dla gości. Jedną z takich atrakcji był wieczór nurków.
Wyświetlono
film podwodnego świata wokół Meeru Island oraz przedstawiono
ofertę tutejszej szkoły nurkowej. Nie było to specjalnie
fascynujące, ale mojego męża - nurka całkiem zainteresowało. Wg
mojej opinii najatrakcyjniejszy był wyścig krabów organizowany w
Kakuni Bar. Każdy mógł za dolara wykupić los dla swojego pokoju.
Wylosowane osoby dostawały swojego kraba i brały udział w wyścigu.
Wypuszczano kraby na środku koła, a wygrywał ten który jako
pierwszy z niego wyszedł. O dziwo kraby sprawiały wrażenie jakby
rzeczywiście wiedziały, że ich zadaniem jest wyjść poza koło, a
nie np. kręcić się w kółko w środku. Zastanawiające...
Pokój gier
W
budynku Kukuni znajduje się pokój gier. Znajduje się tam stół
bilardowy, lotki, szachy, warcaby i inne gry. Pomieszczenie jest
mocno klimatyzowane, wchodzi się bez butów i całe jest
przeszklone tak, że doskonale widać co dzieje się na zewnątrz
oraz w barze obok.
Kajaki
Postanowiliśmy
skorzystać z możliwości wypożyczenia kajaka. Okazało się
niestety, że darmową mamy jedynie godzinę kajakowania dziennie
więc musieliśmy się streszczać. Podpłynęliśmy do końca atolu,
miejsca gdzie załamywały się dość duże fale. Tam obserwowaliśmy
pięknego ptaka, najprawdopodobniej czaplę. Chwilę delektowaliśmy
się widokiem oceanu i już musieliśmy zawracać, żeby nie załapać
się na drugą godzinę płatną już 15$ (!). Po drodze jeszcze
chcieliśmy sprawdzić jak szybko nurt zabierze nas razem z kajakiem
– baaaardzo szybko. Prądy tu są bardzo mocne i często ciężko
nawet ustać w wodzie.
Golf
Chcieliśmy
spędzić dzień aktywnie, więc zaraz po śniadaniu poszliśmy na
golfa. Mieliśmy w gratisie pół godzinną lekcję golfa, okazało
się jednak iż instruktor wyjechał i wróci... za 10 dni. Godnie
jednak zastąpił go młody Malediwczyk (najprawdopodobniej
instruktor badmintona) i przyuczył nas jak trzyma się kij, jak
uderzać itp. Graliśmy w Range golfa co oznacza, że staliśmy w
jednym miejscu i każdy miał 100 piłeczek aby wyrzucić w
przestrzeń. Na polu były oznaczenia odległości, a nawet jakieś
dołki, ale dokładnych zasad tej gry niestety nie udało nam się
ustalić, tak więc mi dość szybko się ta zabawa znudziła. Potem
chwilę pograliśmy na mini (dosłownie mini max 2mx8m) poletku z
dołkami, co też było po prostu nudne. Duże pole golfowe jest
niestety dodatkowo płatne, ale może to i lepiej, bo miałam już
tego sportu dosyć.
Restauracje a'la carte
Na
krańcu wyspy znajduje się restauracja a'la carte AsianWok.
Zmierzają do niej natrafiliśmy na „ołtarzyk” do udzielania
ślubów w terenie.
W restauracji usiedliśmy na podłodze na samym
rogu knajpki i rozpostarł się przed nami cudowny widok turkusowej
laguny, od którego nie mogliśmy oderwać oczu.
Śluby
Podczas
spaceru zaczęły nas dobiegać odgłosy bębnów i śpiewy. Po
chwili okazało się, że napotkaliśmy orszak ślubny. Para młoda -
jak w katolickim kościele: biała suknia i garnitur, tyle że bez
marynarki, a do tego ludowo ubrane, śpiewające malediwskie kobiety
sypiące im kwiaty pod nogi oraz Malediwczycy wystukujący melodie na
bębnach.
Miły widok, aczkolwiek zgodnie stwierdziliśmy, że takie
atrakcje nie są dla nas:)
Sunset Punch Cruise
Pewnego
popołudnia czekał nas Sunset Punch Cruise, który dostaliśmy
gratis w pakiecie all inclusive. Okazał się on świetną przygodą.
Poza przepięknym zachodem słońca nad oceanem, atrakcją były
delfiny sprawiające wrażenie jakby czekały na nas na środku
laguny, żeby się chwilkę pobawić.
Nasza łódka zataczając kręgi
wytwarzała fale, które przysparzały delfinom tyle radości, że aż
nie do wiary. Skakały one wokół naszej łódki, goniły ją, a
nawet popisywały się sztuczkami takimi jak salta czy wyskoki z
obrotem. Lepiej niż w delfinarium!
Wycieczki
fakultatywne
-
Wyprawa „Robinson Crusoe”
Z
wytęsknieniem czekaliśmy na dzień, w którym zaplanowaną mieliśmy
wycieczkę pt. Robinson Crusoe – czyli pobyt na wysepce tylko we
dwoje. Przyjemność droga, bo kosztowała nas 190$ za parę, ale
brzmiało wyśmienicie. Dzień przed wyprawą dostaliśmy liścik, w
którym poinformowano nas, że mamy stawić się o 8.55 w recepcji
głównej skąd wyruszamy na wysepkę. Zawieziono nas tam małą
motoróweczką z całym sprzętem (leżaki, parasol i
śniadanio-lunch), trwało to jakieś 20 minut i dopłynęliśmy do
celu. Naszym oczom ukazała się malutka piaszczysta plaża na środku
oceanu - niesamowite. Siedziało na niej całe stado ptaków, na
szczęście szybko się nas przestraszyły i zmieniły miejsce
zgromadzenia. Panowie z obsługi bardzo szybko i sprawnie rozstawili
nasz sprzęcik i popłynęli z powrotem na wyspę zostawiając nas
samych sobie jedynie z telefonem komórkowym, który pożyczono nam w
razie gdybyśmy potrzebowali jakiejkolwiek pomocy. Początek był
iście rajski, zjedliśmy śniadanko popijając kawką i herbatką i
zaczęliśmy korzystać z uroków naszej małej, prywatnej wysepki.
Nieopodal widać było inną większą już o wiele wyspę, kilka
łodzi oraz zakończenie atolu – miejsce gdzie załamują się
fale. Cieszyliśmy się cudowną ciszą, skaczącymi wokół nas
małymi rybkami, nie przeszkadzały nam nawet spore ilości krabów
zamieszkujących tę mini wysepkę.
Po niecałej godzinie naszym
oczom ukazała się motorówka ewidentnie zmierzająca w naszą
stronę. Przed wykupieniem wycieczki zostaliśmy poinformowani o
możliwości napotkania podczas naszego 2,5h pobytu innych turystów.
Miały być to łodzie z turystami cumujące nieopodal nas na max 30
minut na krótki snorkeling, czy też cyknięcie kilku fot. Motorówka
przybiła do brzegu naszej wysepki i wysypali się z niej niczym
mrówki Japończycy ze swoimi nieodzownymi gadżetami – aparatami i
zaczęli robić nam zdjęcia lub też zdjęcia na naszym tle. Było
ich okołu 15! Po chwili zaczęli wyciągać sprzęt snorkelingowy i
rozłazić się po całej wyspie. Tak właśnie zakończył się nasz
romantyczny pobyt na niezamieszkałej wyspie niczym Robinson Crusoe.
Japończycy opuścili wsypę równo z nami. Jedyną zaletą tego, że
przy nas przycumowali było to, że pokazali nam w którym miejscu
jest najładniejsza rafa i dodali odrobinę odwagi aby oddalić się
bardziej od wyspy. Gdybyśmy byli sami we dwoje na pewno nie
wypuścilibyśmy się tak daleko. Rafa trzeba przyznać była piękna,
barwna i z mnóstwem rożnego rodzaju rybek. Niestety nasz aparat
podwodny odmówił robienia zdjęć, więc widoki te zostaną jedynie
w naszej pamięci. Ok. godziny 12, nie do końca zadowoleni,
wróciliśmy na wyspę Meeru. Poskarżyliśmy się na Japończyków
chłopakom z obsługi, ale ci zbyto się nie przejęli, widocznie
dość częste to zjawisko... Wracając udało nam się jeszcze
zobaczyć żółwia, który przepływał pod naszą łódką.
-
Snorkeling
W
recepcji zapisać można się na poranny lub popołudniowy snorkeling
(pływanie z maską i płetwami) w okolicy pobliskiej rafy koralowej
(w cenie 6$ za osobę). Motoróweczka zabiera chętnych gości
kilkaset metrów od wyspy i tam cumuje na ok 2h. Rafa jest naprawdę
cudowna, a ryby przeróżne. Bardzo prawdopodobne jest również
zobaczenie żółwia. Polecam:)
-
Nurkowanie
Na
wyspie działa szkoła nurkowa Ocean's Pro. Marcin ma certyfikat
upewniający go do zejścia 20m w dół, jednak nurkował ostatni raz
dość dawno i nie mógł się zdecydować czy od razu porywać się
na rafę czy najpierw wziąć lekcję przypominającą. Kłopot
polega na tym, że ceny nurkowań i takich lekcji są naprawdę
wysokie! Za Tune-up diving (lekcją przypominająca) liczą sobie
87$. Jedno nurkowanie to koszt 50$ plus do tego sprzęt 17$ i opłata
za łódkę 20$. Zdecydował się na nurkowanie bez lekcji wstępnej.
Wybrał on miejsce nurkowe o nazwie One Palm – z
opisu wynikało, że spotkać można tam żółwie, manty, a może
nawet rekiny. Marcin
wrócił bardzo zadowolony z wyprawy. Wypożyczył on aparat podwodny
(koszt ok. 30$), nasz niestety się rozszczelnił, a ja chciałam
zobaczyć chociaż namiastkę tego czego można doświadczyć pod
wodą. Były to przede wszystkim manty – ryby przypominające
nietoperze z rozłożonymi skrzydłami, tyle że wielkości dorosłego
człowieka.
Znaleźli również mureny, które to znowu mimo pozorów
są bardzo małe i trzeba uważnie ich wypatrywać, a także w oddali
- rekina. Poza tym całe ławice kolorowych rybek, żółwie i inne
bardziej typowe dla tych rejonów stworzonka.
- Wycieczka do Male
Jedną z możliwych wycieczek fakultatywnych jest wycieczka z przewodnikiem do stolicy - miasta Male. Miasto to jest bardzo małe, spokojnie da się je zwiedzić w ciągu 4 godzin.
Setki skuterów, rybacy ze swoimi zdobyczami i cudownym meczet cały wybudowany z koralu. Wycieczka ta pozwala choć na chwilę wyrwać się z turystycznego raju i zobaczyć prawdziwe malediwskie życie.
-„Chwilowa wyprowadzka”
Pewnego
dnia w recepcji zauważyłam ciekawą ofertę, z której
zdecydowaliśmy się skorzystać. Jest to jedna noc na jachcie
połączona z połowem ryb, snorkelingiem i odwiedzeniem innej wyspy
– całkowicie gratis. Zapytałam oczywiście recepcjonisty jaki
interes mają oni wysyłając nas na taką wycieczkę, zwłaszcza że
gdy skorzystamy dadzą nam jeszcze dodatkowo 160$ do wykorzystania w
restauracji AsianWok – jest to już dość podejrzane. Okazało
się, iż są oni „overbooked” jak to określił recepcjonista i
zwyczajnie potrzebują wolnych pokoi. Jest to nie pierwszy raz gdy z
taką ofertą się tu spotkaliśmy. Dostawaliśmy już informacje o
możliwości pobytu w innym hotelu na 4 dni czy też podobnym rejsie
na 3 dni. Rejs okazał się najlepszą przygoda jaka spotkała nas na
wyspie! Pierwszego dnia dopłynęliśmy do niezamieszkałej wyspy,
wokół której pływaliśmy z maskami, a rafa tam była najlepsza.
Następnie lunch na plaży, turniej w piłkę nożną, a wieczorem
połów ryb na tradycyjna linkę i romantyczna kolacja.
Cały dzień
bawiliśmy się wyśmienicie, a to za sprawą naszego opiekuna, która
świetnie animował całą naszą grupę.
Następnego dnia budziki
nastawione mieliśmy ambitnie na godzinę 6, aby wstać i obudzić
naszego „szefa” na poranny snorkeling. Na pokładzie go nie było
widać, więc pozwoliliśmy sobie na następną drzemkę, ja już
zwątpiłam w to że zmobilizujemy się jeszcze i wskoczymy tak rano
do wody, ale po 6.30 do drzwi zapukał Sam i nie mieliśmy już
wyboru. Na stole czekała na nas kawka, którą szybko wypiliśmy i
wskoczyliśmy do mocno rześkiej z rana wody. Od naszej łajby wpław
dopłynęliśmy do rafy wokół wyspy i zaczęliśmy zabawę.
Spędziliśmy w wodzie prawie 2 godziny, udało nam się opłynąć
niemal całą wyspę dookoła. To było niesamowite doświadczenie,
już na samym początku napotkaliśmy na trzy rekiny które z rana
podpłynęły do rafy w poszukiwaniu pożywienia. Mimo iż wiemy, że
rekiny koralowe nie są groźne dla człowieka, wzbudzają one
każdorazowo respekt i powodują niezły skok adrenaliny. Najmocniej
przestraszył mnie jednak czwarty okaz, którego zobaczyłam tylko
ja, nietypowo bo po lewej stronie, tzn od strony rafy, a nie głębi.
Był on naprawdę blisko mnie i był wyjątkowo ogromny. Zobaczyłam
go odwracając głowę w jego stronę i nim zdążyłam ocknąć się
z osłupienia żeby pokazać go towarzyszom, on również mnie
zauważył i czmychnął czym prędzej w drugą stronę. Serce waliło
mi naprawdę mocno przez następne kilkanaście minut. Poza rekinami
spotkaliśmy żółwia, niestety z oddali, homara wystającego spod
skał, mi udało się namierzyć śliczną czerwoną Lion Fish –
jest to ryba niebezpieczna dla człowieka, gdy stara się ją dotknąć
potrafi ona jadowicie ukąsić. Były również meduzy, rozgwiazdy,
jeżowce, ławica wielkich tuńczyków i mnóstwo innych kolorowych
ryb, których nazw nie jestem w stanie spamiętać. Ten poranny
snorkeling był zdecydowanie jednym z najlepszych doświadczeń na
naszym wyjeździe.
Gdy
dotarliśmy z powrotem na łódkę rozpoczęło się śniadanie, a
Szef zaczął wszystkim opowiadać o naszym porannym pływaniu. Z
początku nikt nie chciał wierzyć, ani w to że udało nam się
wstać, ani w to że pływaliśmy z rekinami. Po śniadaniu poszliśmy
chwilę się przespać i za chwilę obudził nas gong, oznajmiający
iż dopłynęliśmy do następnej rafy koralowej czyli miejsca
naszego ostatniego snorkelingu. Tym razem podpłynęliśmy do rafy na
mniejszej motorówce i z niej wskakiwaliśmy do wody. Tym razem
odważyli się prawie wszyscy, więc była nas całkiem spora grupa,
co wcale nie ułatwiało obserwacji podwodnego świata, co chwila
ktoś robił zamęt w wodzie, przepływał obok robiąc bąbelki itp.
Myślę, że optymalna grupa do fajnego snorkelingu to 5 osób, nie
więcej. Tym razem udało nam się zobaczyć, aż trzy żółwie i to
bardzo odważne, nie bały się nas one tak jak poprzednie, można
było podpłynąć naprawdę blisko nich na około metr, a nawet
jeden dał się dotknąć odważnej Rosjance - wcześniej próbował
ją atakować, co o dziwo wcale nie zniechęciło dziewczyny.
Widzieliśmy również ze dwa rekiny, tym razem mniejszych rozmiarów
i standardowo całą masę innych ryb i roślin morskich. Po tym
snorkelingu podano nam lunch i nim się obejrzeliśmy, a już byliśmy
z powrotem na naszej wyspie Meeru. Bez żadnych nieprzyjemności i
zbędnego oczekiwania dostaliśmy nowe pokoje i mogliśmy się do
nich udać. Oczywiście wszyscy gorąco podziękowali naszemu
przewodnikowi, który był wprost niesamowity, bez niego ta wyprawa
na pewno wyglądałaby zupełnie inaczej. Rzadko ma się okazję
spotkać ludzi tak oddanych swojej pracy, czerpiących z niej
przyjemność i z tak pozytywnym i otwartym nastawieniem do ludzi jak
Sam. Każdy dał również drobny napiwek dla załogi, tak jak
zasugerował nam to Sam, my daliśmy 15$, trudno mi powiedzieć czy
jest to odpowiednia kwota, gdyż podzielić musiało się tym 5
członków załogi. Pokój
do którego się przenieśliśmy (o numerze 718) znajdował się, tak
jak poprzedni, na północnej części wyspy, jest niestety o wiele
bardziej zniszczony aniżeli poprzedni. Szczególnie jacuzzi, które
jest całe popękane i jakby brudne, poza tym starszej generacji z
mniejsza ilością bąblorobów:) Pokój znajduje się po drugiej
stronie pomostu, co oznacza cudowny widok na zachód słońca.
Na
koniec
Chciałabym
wszystkim serdecznie polecić wyjazd na Malediwy oraz pobyt w
resorcie Meeru Island.
Jeżeli mielibyście jakieś dodatkowe pytania
– zapraszam do kontaktu:
d.wyluda@blisspodroze.pl
Chętnie podzielę się wszystkimi szczegółowymi informacjami dotyczącymi tej podróży.
Jeżeli
kogoś z Was zachęciłam do odbycia takiej podróży również
zachęcam do kontaktu, a przygotujemy korzystną ofertę na wymarzoną
wycieczkę!
Pozdrawiam,
Dagmara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz